Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2019

Irysy Santorynu

Obraz
santorini-akrotiri-lighthouse-fot; CC0 1. czułość insekt ruchliwy stylizowany robak zaklęty w oku Cyklad to nie płaszczyzna zasięgu nawet nie przestwór kaldery raczej wyrafinowana kultura minojska górzysty zaklęty bibelot krągłe strongili w szafirowym szkle źrenicy są drzwi czy detale domów z greckiej wyspy Santoryn gorąca Minojka zerka w morze w jej dłoni kiść winogron assyrtiko ja tylko okrzyk brązu ze skamieniałej żywicy nie żaden paź pumeksu gdy wcześnie wieje z południa unosząc jej płowe włosy znad kosza na plaży poławiacze tłustych bursztynów chwytają w macki wodorosty a morze szepcze zielonkawym jantarem 2. Kallisti pozwala spijać mi blade natchnienie twą kitką pęcherzyków powietrza wtedy… z obłych puchowych plastrów słodkiego firmamentu powstaje rześka inność w podomce z irysów pod wieczór na obręczy przytłumionego słońca pytasz szczerze całkiem anty-współczesna: „Czy ty może jesteś mój Karuba  kultowy kamyczek bursztynu?” czytam ciebie co noc i… czuję się wtedy jako te...

Viva Tunisia

Obraz
graphics CC0 szeroko w biodrach wąsko w ustach – taka – to owszem super uczta tu w knajpce w uszko moje szepcze w owoce morza przybrane dziewczę na tunezyjskim strzelistym klifie kąpie się miasto w angielskim piwie miasto artystów – a ma dziewczyna na mdłych zalotów czeka finał tu Berberowie pasą kozy wśród fioletowych winorośli bydło rogate i wielbłądy witają bladolicych gości zwiewnie przemyka się – ma miła po westybulach tureckiej łaźni (Arab w turbanie jej niestraszny) łazienna w dłoni frotte trzyma łyskają lędźwie w leczniczym złotku niczym z łun posąg boga Apollo a moja luba nago i boso na matę stąpa pod pergolą w mieście malarzy i artystów andaluzyjskie niebieskie domki znikają w mgłach z obłoków pary brukiem obrosły trotuary tuż nad kawiarnią zastygło słońce pożeram chciwie figi – daktyle zakwitłem (chyba) jaśminu pląsem śmieje się donna wraz z nią motyle pociągam dymek z długiej fajki w Cafe de Nand arabskim szpanie moja dziewczyna z cudnej bajki frunie w powietrzu na dywan...

Cruise

Obraz
graphics CC0 oszukano nas Titanic dopłynął sto dwa lata w porcie nowe ufo z Roswell znów powącham twe włosy pachną oceanem to taki wishful thinking czy to grzech? ciągle śnić i marzyć? zawrotna prędkość głowa na wiatr ty liczysz gwiazdy supłamy dłonie dwadzieścia dwa węzełki zaprowadzą nas do celu wracamy z New York jeszcze nie jeszcze patrzysz z Meyer Werft zmrużyłaś oczy jak smog reminiscencji z obozu w Papenburgu będziemy szli przez morza zaginiemy na chwilę w trójkącie bermudzkim na wysięgniku z kapsuły North Star spojrzymy w ciało astralne w profil tamtego statku idąc po wodzie cud przez plazmową ścianę zerkniemy w przestwór Quantum of the Seas wychodzi w morze — autor: Tomasz Kucina

Dzień przytulania

Obraz
graphics CC0 dzień przytulasa.  Free Hugs.  zapitalam po obcym prosty jak cep. sztywny jak pal. litowo-jonowy i  na bateriach szczęśliwa  gęba.  slang driwerski.   rulez.  gdy nagle… wpadam w  UTO  szok. a gdzie tu   margines  dla  UTO  dróżki? Warszawka bez  DDRu? na krzywy ryjek byle nie   federalni.  to znaczy  korniszony i krokodyle z suszarkami Aleją Hrabską  przy  Stawie Falenckim  i w prawo. w  Opackiego manetka na opór. ile fabryka… a co tam! mega tu wioska? chałupki w kolorkach jak   frugo seledynowe łaty na asfalcie. a taka miała być stoliczka…  ultra-moderno…  na wypasie spod pachy tu  podaje gorzej.  emisja   CO2.  aż trzeszczy  e_hulajnoga u mnie…  in a City outside of Warsaw mam chociaż  ścieżki rowerowe  do kiosku i do marketu. a późnym wieczorem w  mennicach   pieszczot gwiazdki z fosforu ...

Piotruś Pan

Obraz
graphics CC0 w Wigilię Świętego Jana opiłaś mnie mocnym ponczem i słuchasz tych słów naćpana a ja choć chciałbym – nie kończę w koślawych ikebanach w kobiercach z balsamu koniczyn  w listowiu serc soczystych w potoku zielonej szarańczy mieszka w eremie cisza zbędne dialogów libretta słowo zarosło milczeniem po niebie pędzi kometa i tonie daleko w gąszczach na łukach widnokręgu rozmięka w sklepieniach szramą rozlewa szkwał czerwoną pręgą znów nuci urocza szarańcza pląs struny poezji zdobi nie możesz mi zakryć oczu? nie wolno ci tego robić? w koślawych interpunkcjach w wonnych kopułach stokrotek na palcach stąpa wstyd jak w pończoszkach podlotek zielona fantasmagoria pnączem oplata me ciało i wrzeszczy demon poezji za mało dreszczy – za mało i tam głęboko w zaroślach kusząco uwodzi czyjś głos a może to wyje wilk? albo to ryczy łoś? ten wilk jest z błękitnej stali a łoś z brązowej skóry a jakby wilk był zamszowy? a łoś srebrzystobury? lecz tego nawet nie wie zaczarowany fakir ja sam...

Yuriko

Obraz
graphics CC0 on był twoim Hatamoto ulubionym Samurajem owinięci przez pas zespoleni w dotyku woskowy żołnierz i Japoneczka ukrywałaś go czasem w rękawie kimono w zapachach z Masaki Matsushima chodziliście rankiem nad suchą rzekę tam lśniła głownia świetlistego miecza to zapłon solarnego flesza świtu jak ruda ceglastego kamienia w lazurach nieba nad złotym cyplem przelatywał cynamonowy wróbel gdy tsuką z wydrążonego drewna dotykał szczytu jedwabnych gór tuliłaś gwiazdy tak bardzo wielbiłaś jego karatachi czasem spoglądał ci w skośne oczy malował elitarnym spojrzeniem spacerowaliście zawsze pod wielką górę w twoich za ciasnych bucikach szuraliście do punktów nieformalnego przeznaczenia w zaułkach pachniało ikebaną – to białe mangetsu na szlaku spotkań tektonicznych otwierały swe włazy kratery krótkich słów drobniutkimi kroczkami mierzyłaś jego klarowny zapach rozbudzałaś wygłodzony smak w kwiatach koloru kwiecia glicynii rozczochrany włos z porannego snu obtaczał się w malinowe pianki ...

Wilgotne lasy dorzecza Amazonki

Obraz
graphics CC0 Latem 2007 r Bezmiar Surinamu Rozpieszcza Potomków Wayana Wysublimowany Landszaft Sumiastego buszu Trwoni Poczucie głębi W ezoterycznym Posmaku Kompiluje rzeczywistość To kamuflaż natury Tej dziewiczej Niezbadanej Interwał Między prawem dżungli A cywilizacją świata I piękno Samo w sobie Niepodległy cypel Suwerennej tożsamości To tutaj Słońce Oplątane Pajęczymi odwłokami Wtulając gdzieś W drapakowy cień Kwerenduje Na dno namorzyny Niczym struna Wypręża swe ciało Legwan Rozcapierza Przewlekłością palce Postrzępiony z łusek Tren najeża Wzdłuż gałęzi Kąpiąc twarz W słońcu A ogon swój długi Cętkowany kręty Namiętnie napręża Tak ukryty Wśród Szkarpowych korzeni Fizyczną jednością Zjednany Podpiera Konar puchowca Kiedy w sieci Włókien kapoku Wypełni eksmisja Gdy ekstazą zapłodnień Zachwyci cień wiatr Ociężały haocyn Menażem wachlarza Suchą gałąź Przykryje Swym skrzydłem Ananasu Kosztując rozkoszy Przypatrując Ruchliwym prządkom Znów mieczodziób Umoczy swe żądło I nek...