Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2020

Melancholia bis

Obraz
graphics CC0 - przywykli. życie to fraktal z Andy'ego Warhola / mój mistrz! a gdzie namalować Duszę Narodu? wybudzić czas z onirycznych wizji co żyją wolą zbiorowych kontekstów jak u Malczewskiego. w mieście najlepsze bywa tylko ciało radosne otoczone kultem mruży ramiona z fetyszem metabolizmów i trawi w kwasach modne systemy uzurpacji. gruchają marakasy udając wuwuzele. szur szur. szast prast. i z bicza strzela kolejna epoka w transie już nie piaskowych i cichszych instrumentów. to „Melancholia bis” rodem z Malczewskiego. współczesne dzieci Saturna oparte o trójnożne sztalugi wypływają z niklowanych obrazów do industrialnej butelki. barycznej parapetówki. a wszędzie ruch i przesyt jednorazowych rekwizytów. choć nie powstańcy ale jeszcze kobiety przez chwilę. choć nie w kajdanach to zdecydowani na obcą niewolę. alegoryczne dzieci kwiaty. w gwałcie zbiorowym własnych interesów. w kułakach elektro skrzypce Harley'a Benton'a i litografie Marilyn. co z tego że lubią stare k

Fosforowodór na Wenus

Obraz
graphics CC0 == studiując kieliszek  vermouth’u pomyślałem o chmurach siarkowych na  Wenus i nagle moja eksploatacja tej planety przybrała formę liryczną czas się cofa Elon Musk  znów ma randkę z  Grimes i planuje umrzeć na  Marsie a czas biegnie dalej do tyłu przesuwa się i wciska poza mój embrion Zygmunt Konieczny  uderza w klawisz pianina a „ Czarne Anioły”  wcielają się w  Ewę Demarczyk liryczny surrealizm w tym dziwnym entourage’u vermouth  przybiera w liczne pąki i rozkwita Da Vinci  ze ściany nie chce iść do szkoły ani nawet zostać człowiekiem renesansu teraz  Wenus  jest już całkiem blisko a bukiet smaków ucieka na tysiąc sześćset jej wulkanów zaczynam rozumieć że życie tam płynie na opak i „siarczy” słońce wschodzi na zachodzie a zachodzi od wschodu i przy kieliszku wina wewnątrz orbity ziemi dotyka naszej czułej  gwiazdy eureka! w radio krzyczą o biednych dwudziestu cząsteczkach fosforowodoru na miliard nad którymi będą się znęcać i obwiniać za ży

Dumne posągi

Obraz
graphics CC0 - teraz wiem. ciężar żyje. wyrasta z gzymsów z kamiennych torsów i bazaltowych oczodołów. zaciężna masa z postumentów może ożyć gdzie zechce. dla przykładu jako rodzina wydostająca się wprost z dakarskiego wulkanu w Senegalu . ożywa z krateru afrykańsko-odrodzona aktywizuje posąg kobiety lub jej męża unoszącego ich latorośl na sztabie ramienia z cyzelowanego brązu. włókna cenotafów są zaczynem. strzegą prawdy. kształtują kurs i puls przykładowej epoki. w Myanmar ogromny posąg Buddy w pobliżu Świątyni wskazuje palcem na miasto Mong La . okryte niechlubną sławą. gdzie kwitnie prostytucja. handel prochami i gatunkami zagrożonych zwierząt. bóstwo wygraża. obraca kołem Dharmy. w Meksyku w Isla Mujeres i Canc ǘ n . multimilionerzy w płetwach i pod tlenem zaglądają aż na dno Morza Karaibskiego by odwiedzić posągi biednych anonimowych wieśniaków w zaskakujących pozach wtłoczonych przez Jason'a

Liryczni w czasach zarazy

Obraz
graphics CC0 – Życie w czasach zarazy. Obracam telebim do słońca, wszystko się może wydarzyć. Rzut plazmy. Zaćmienie na łączach. Odgrażam się chandrom i żalom. Hartuje się wredny zarazek, głośniki pulsują marazmem, kineskop wypala obrazy. Życie w regule rozkładu, choć trzeba dosięgać do marzeń... ile się można panoszyć? Żyjemy w czasach zarazy. Ukradkiem uchyla się okno, wachlując płucoskrzydłami, uznajmy, że pokój to morze, już płynie na fali firany. Wybiegam przez czasoprzestrzenie do tkanki sumiennych nawyków. Me ciało jedwabiem. Selenem. Przenika przez blask morganitów. Życie w regule rozkładu, choć trzeba dosięgać do marzeń... ile się można panoszyć? Żyjemy w czasach zarazy. Dusz smutek. Apatia. Znużenie. Uciekam pod górę z brokatu, ta rośnie i robi się duża, za oknem w zagonach lilaków. Kołyszą budynkiem rubieże. Wiatr zbliża do podstaw atomu, zarazek robi się cięższy. a świat unosi – za dronem. Życie w regule rozkładu, choć tr

Chiara i wszystko własne

Obraz
graphics CC0 - gwałt na Lampedusie. koczujący po molo Bejowie Tunisu. współczesne tsunami w obozie karapaksów. bydlęce odruchy w chuci animalnej. gamety żółwi w dołach. tu zachwyt budzi młodziutka Chiara pelagijska piękność z plaży królików. wiklinowy koszyk założyła na głowę. boldem z letnim deszczem wytłuszcza szyldy włoskich pensjonatów. cholera leje. a ona przechodzi obok ośrodka azylantów. pulsuje rapem audio-Terraferma. spokojnie. niebawem w jej rów mariański spuszczą batyskafy. na samo dno rapu. melorecytując z diagramów o waginowej pogodzie. wówczas grzeszna aż lepka niczym lasagne'a z Napoli odruchowo wpadnie w tumany sprośnego kurzu... i zbełta z farszem cały ten samczy świat plemiennych absmaków afrykańskich żądz. to będzie walka freestyleowa na którą notabene nie podpisała żadnego kontraktu. – * tekst fikcyjny, w charakterze tylko imitowanym. Wszelkie ewentualne podobieństwa do wyda

Fotka

Obraz
graphics CC0 - w książce kucharskiej znalazłem czyjeś stare zdjęcie mój Boże... niezidentyfikowana gawra roboli przy uchu wrastają w czyn spocone bakenbardy jak kiełki rzeżuchy posadzone na wacie w oknie tego działu montażu fabryki brudne szklanki a z grzałki pręty zaśniedziałe syczą jak wąż i iskrzą w herbacie batumi plakaty gołych bab na zardzewiałej szafce wypinają zadki w imadle gruba śruba kanapka owinięta w gazetę na blacie już prawie słyszę że świat pęka młoty łomoczące w blachy upaprane w smary ktoś w kufajce zasuwa w żeliwo w amoku wspawane w twardy korpus tej cywilizacji o której tyle mi opowiadano w zimowe niedzielne popołudnia a dziś styropian to tylko kokon izolacji bo nie chce być fasadą marzeń o wolności i stale bracie szykuj na coś kesz – autor: Tomasz Kucina

Wyzwolony

Obraz
graphics CC0 inwokacja na wakacjach maszty riwiery w żywe słowa ubieram plażing w patriotycznych dekoracjach? to wiersz o polskich bohaterach! moja Ojczyzna jest słonkiem na niebie do której chce się migotać chrupiącą skórką na chlebie pod firmamentem patriotów żywota czasem oddala się od brzegu jak tamten jacht czy gibki wind_surfista na zefirku zaborcy falach historii w krwioobiegu jednak powraca do portu – bardziej kultowa-uroczysta w dni czujne i słoneczne gdy mewy wyżej grabieżców cień widzę pod jej piasków bramami i z cienia utrapienia rzutują skaliste krzyże tych co wierzyli w Ojczyzny zmartwychwstanie waleczni mieli rację ich wiara skruszyła mury a krew przelana okrzepła w naszej pamięci jak stop bursztynu ze złotej malatury co w słońcu mieni się i sukces wieńczy parawan kocyk i kapelusz cizia brzuchem do góry mogę rozmyślać – w ciszy- bez zadęcia o polskich kultowych bohaterach – czulej – ci mieli… znacznie mniej szczęścia — autor: Tomasz Kucina