Z rozmyślań o EBE
graphics CC0
Prolog- _[1]_
…
może
jestem chłopcem
na
moście?
[EBE–
Termin określający żywy i oddychający organizm,
któremu
przypisuje się pochodzenie inne niż ludzkie]
niektóre
historie są frapujące zapierają dech w piersi
mnóstwo
było tych opowieści z pasków kontrowersji
co
to gęsią skórką wyskakują z pudełka jak figlarne chochliki
ot
i w mojej głowie powstał spory humbug
niekoniecznie
zaraz w procesach pozazmysłowych
choć
żyjemy w czasach neomesjanizmu
jest
sztuczna inteligencja co nie kładzie się spać
kiedy
późnym wieczorem zerkasz czasem w okno
a
księżyc srebrny parafrazy pierścień z poświaty iluminacji
kiedy rząd dziwożon markuje ci zmysły w mętnym dziegciu urojeń
może
w tobie żyje licho kosmologii
ciebie
proszę… przysiądź tu ze mną na chwilkę
łatwo
zauważysz
spore
mankamenty… i nieco niechlujną formę
wybacz…
proszę…
wszak
ten brak ogłady nie jest zamierzony
Arolleja- _[2]_
tam
daleko jest planeta Arolleja
mała
plamka w gwiazdozbiorze Onuan
modrą
kulę dzierży w otok smug tuleja
szalem
snopów szkli się berło… globu glans
tam
daleko w szczytach góry mieszka EBE
podświadoma
inercyjna auto-postać
w
kontemplacji darzy łaską ekumenę
cenne
myśli pochowane w szklanych stożkach
tu
się wiją pędy mędrców w stogach siana
niczym
kąkol mądrość buja pola łan
koleboce
w sian pokosie oko Pana
lśni
się w słońcu elewacja Bożych Bram
Arolleja… satelita
rytuałów
ksenomorfii
alogiczny mózg ze szkła
niezniszczalny
nerwokrętny głowotułów
dookoła
tej planety… mętna mgła
tutaj
sny od Boga tęczą… barwią tło
niepojęty
tuli zapach chyba mięta
całkiem
inna estetyczna woń
w
tej intencji w snach zapachów… się poręcza
w
Arollei pole życia równe constans
jej
mieszkańcy pokonali śmierci gen
nowa
forma streszcza w neologizm ALIEN
kosmogonii
uroczysta filmoteka
podróż
w czasie czułym teleportem
żwawo
niesie mądrych drobnych EBE-OLÓW
gdy
u Boga nóg składają odkryć totem
postać
Pana łyska w genezie dipolów
tam
w niebiosach gości żywa gwiazd aleja
promenada
co się kocha niczym Don Juan
tam
daleko jest planeta Arolleja
mała
plamka w gwiazdozbiorze… Onuan
EBE- _[3]_
co
noc przychodzisz do mnie… EBE
przybyszu
obcy nieformalny
i
czuję oddech twój… na plecach
i
tępym wzrokiem cię… zahaczam
kosmiczny
duchu owalny
slajdzie
i
ciągle patrzysz na mnie… EBE
a
w twoich oczach mieszka mądrość
z
kronikAkaszy czerpiesz moce
asymilujesz
w trwałej zgodzie
kulista
smugo
ksenomorfie
w
telepatycznych wizjach… EBE
tulisz
me serce obłąkane
w
radości taplam się przedziwnej
sarkofag
szczęścia ćmi za oknem
Iluminator…
dusza…
NOL-a!
i
w tańcu snopów błyszczysz… EBE
twa
wizja bytów mnie przeraża
telekineza
doświadczalna
tu
w górze krzesło popielnica
zapis
materii
ekoplazma
gdy
długie palce twoje… EBE
powolnym
ruchem od niechcenia
znów
wyczarują lśniący przedmiot
to
ja pochylę w niżu ciemię
i
wszczep implantu
mnie
zaszczyci… EBE!
Profesor Sjent poszukuje Pana Cogito-_[4]_
wielki
kanion szczerego porozumienia
wąski
parów… strome zbocza…
ogromny
głaz
wystaje
w przepaść
niżej
potok
odpływają
myśli
niesione
z prądem rzeki
na
kamieniu siedzi PROFESOR SCJENT
kontempluje…
tak
bardzo pragnie [Go] poznać
zrozumieć
sens
ostateczny
relatywizm
lecz
[Jego] tutaj nie ma
zastanawia
się
czy
[On] w ogóle istnieje?
czy
[Jego] stopy
dotykały
tej ziemi
a
może [On] bywa tylko
Interaktywnym
przypływem?
PROFESOR
SCJENT zerka w dół
przypływają
topielice
wiroładne
fantazje
układają
witraże w ruchome kręgi
jednak
nie są to
intelektualne
preferencje
[Jego]
wciąż nie ma
I
chyba się nie pojawi
nie
należy oczekiwać cudu
skoro
coś NIE JEST
materialnym
bytem
to
nie można [Go] dotknąć
i
nie można [Go] zobaczyć…
PROFESOR
SCJENT pomimo tego CZEKA
ale
Pan Cogito nie istnieje!
gdyby
się pojawił
wszystko
okazałoby się zrozumiałe
absolutne
i proste
zobrazowane
sensem
Intelektualnie
równoważne
scjentologicznie
uświęcone
czego
właściwie oczekuje?
może
tylko peryfrazy
zwykłej
przenośni
by
móc zrozumieć… że…
spadam…
znaczy odchodzę
a
nie skaczę w otchłań
a
gdy lejesz wodę… to kłamiesz
a
nie asymilujesz z H2O
PROFESOR
SCJENT
chce
stać się
bardziej
skomplikowany
antycypuje
w polisemii
świadomie
odrzuca zero_jedynkowość
Profesor Scjent i chłopiec na moście– _[5]_
na
moście
siedzi chłopiec
zdegustowany
okoliczną
dokumentalnością…
surowo
ocenia
ludzkie
(?) deskrypcje
(
stojąc na krawędzi)
[ale
czego?]
zastanawia
się
czy
skoczyć?
I
czy zepsuć
minę…
(prawdopodobnie- temu światu)
jest
niezdecydowany
obok
przechodzi profesor
Scjent
widzi
tą bezradność
spogląda
w
(jej) oczy
one
same mówią za siebie:
terror…
śmierć… narkotyki… wyzysk…
niesprawiedliwość
społeczna…
chłopiec jest
obojętny
nie
oczekuje
na
nic… jego jedynym
przyjacielem
jest
[wszystko
jedno]
profesor
Scjent medytuje:
jego
głowa
staje
się odwróconą gruszką
ze
stopami uniesionymi
na
8-my centymetr (w powietrzu)
zmienia
się w…
czystą
formę przekazu
jest
(teraz) mazistym teleportem
encyklopedią
czasoprzestrzeni
asumptem…
do wiedzy twórczej
chłopiec czuje
ciężar
napęczniałej
potylicy
uśmiecha
się
(cyfrowo
porusza powiekami)
błogi
stan
ukwieca
jego umysł
staje
się częścią zorientowanej
nadinteligentnej
cywilizacji
ów
most…
będzie
(odtąd) linią papilarną
chłopięcej
długowieczności
profesor
Scjent (naciągając
na głowę…
kaptur)…
odchodzi
Retrospekcje:
Profesor Sjent i
lustro- _[6]_
1)
PROFESOR SCJENT
idzie
ulicą… mija…
setki
bóli
gardeł
nieżytów
żołądków
wypatroszonych
trzewi
zastanawia
się
czy
to miasto jeszcze oddycha
i
czy przypadkowo
nie
zawala się
cały
ekosystem?
chimeryczne
nerwice… schizofrenie…
zawiedzione
związki… wypadki (ale te nieśmiertelne)
stają
się dla niego… nihilizmem!…
zagląda
w „szeroko_zamknięte oczy” populacji…
lawirują
fluidy
naraz
umierają
[qui pro quo] infulenca & infekcja… uleczone
jakoby
za pomocą dotyku
czarodziejskiej
różczki
2)
PROFESOR SCJENT idzie dalej
przegląda
badawczo
w
witrynach sklepowych
lecz…
jest ciągle sobą [więc kim?]
tego
nie wie?!
ale
wie… że…
nawet
wszystkie
wmieszane
w konglomerat ksylografy
w
mijanych księgarniach
są
niczym w porównaniu
z
jego interelokwencją
może
[on] jest (po prostu)
nieposzlakowanym
antidotum
na
patologie? albo…
niepozorną
inkarnacją
wysublimowanym
intelektem… lub
ulotnym
wrażeniem
przecież
wie jak
stać
się natchnieniem i powiewem
potrafi
też określić
dokładnie
ich wzór sumaryczny
co
do atomu!
3)
sprytnie
pokonuje
stopnie
wysokich
schodów
wchodzi
do
domu… (hic et nunc)…
dostojnie
zmierza
w
kierunku
lustra
przeciąga
uważnie
kosztuje
swojego profilu
teraz…
znowu z czoła…
wnikliwie
kalkuluje
nie
chcąc nic zatracić
nic
przeoczyć
widzi
wyraźnie
długą
przerywaną linię… [może oś symetrii?]
biegnącą
pionowo…
[kierunek góra-dół]
dzielącą
jego
ciało na dwie równe części
lewa
ewidentnie przypomina pierwowzór
prawa?!…
Szszszszok!
DZIEŃ
DOBRY PANIE COGITO!
!
PROFESOR
SCJENT
[Doktor
Jeykl… Mister Hydle…]
opuszczając
wzrok… konstatuje
głosem
zupełnie stonowanym…
„to
się już zaczyna”
Historia chłopca spotkanego na moście– _[7]_
chłopiec
spotkany na moście
żywa
alegoria kontestacji
szare
komórki obudował murem obronnym
niczym
Cesarz Aurelian filuterny Rzym
świat
był dla niego zbyt nerytyczny
denerwował
go ten polimorfizm bezdusznego społeczeństwa
zakodowanego
w wiecznych podziałach
na
lepszych i gorszych… bogatych i nędznych…
czułych
i cynicznych…
świadomie
wybrał więc kamuflaż
jego
salezjański styl… ugodowa forma współzależności
wszystko
to było misterną grą… czasem na przetrwanie…
zmęczony
rzeczywistością… zmarnowany od wewnątrz
popadł
w końcu… w egzystencjalną pustkę
ów
synkretyzm
wszelkich
trywialnych form nowonarodzonych
pragnących
zawłaszczyć sobie prawo do nieomylności
wzmógł
w nim… degustacje!
ekspansywnym
zawłaszczeniem tego co mniej agresywne
czyste
i bezbronne… zlinczował niedojrzałe sumienie…
i
gdyby nie ezoteryczna wiedza której się był/nauczył
zapewne
odszedłby w powierzchowność
prawie
jak upadły Armaros… o którym wspomina etiopska
księga
Henocha ucząca odczyniania uroków
zjednałby
się z grzechem
chłopiec
spotkany na moście jest
więc…
doskonale
przygotowany do spotkania z profesorem
Scjent…
nie
został wybrany przypadkowo
być
może wytwarza jakieś biopole
otoczony
niebieskim kolorem mglistej aury… co odzwierciedla
stan
jego zdrowi… emocji… i myśli…
z
dziegciu parasomatycznej bioplazmy
zostając
przeto oświecony… inteligencją dorównywał będzie EBE
i stanie się ekstra_sensoryczny
EBE podróżujący- _[8]_
ARGOSTERUS-
statek penetracji międzyczasowej…
jednoosobowy
gwiezdny bolid
zbudowany
z piroksenów i piroluzytów…
to
znaczy… z krzemianów i glinokrzemianów wapnia…
magnezu…
żelaza… i sodu
oraz
z czarnego dwutlenku manganu
od
wewnątrz wyściełany welurem
i
szarym plastikiem z dodatkiem mahoniu…
technologia
jutra… setki czytników…i…
pirometrów
tutaj…
zaraz obok
kabina
rozszczepień teleportycznych… to ulubione
miejsce EBE…
w
sterylnym berylowym fotelu
(z
nowszą odmianą akwamaryny)
wkomponowano
srebrne owalne przyciski
po
których naciśnięciu nad konsolą
zamyka
się szklana czasza
EBE indagował
wielokrotnie o jej przyciemnienie…
inżynierowie
Arollei uznali jednak… że…
statek
i całe wyposażenie
jednoznacznie
nawiązywać będą
do
nurtu klasycznego
to
tu… dokonuje się molekularnych rozszczepień
żywych
organizmów by w formie fotonu
mogły
wędrować… w czasoprzestrzeni
EBE wielokrotnie
poddawany był tej próbie
jego
świadomość podychotomiczna stała się niereaktywna
wcześniej…
zdecydowana jej część nie chciała
się
poddać całkowitej implementacji
to
było groźne… nie zagrażało może samej świadomości
ile
powrotnej bezbłędnej rekonstrukcji ciała
ta
nowoczesna forma bliżej nieokreślonej materii
tym
oto sposobem
przybyła
prosto na ziemię
EBE był
pionierem tej ekspedycji
wytypowanym
prosto z elitarnego konkursu…
niewątpliwie
wpisał
się do historii… jego i naszej planety
EBE a Profesor Sjent– _[9]_
centrum
Argosterusa…
pokład
główny…
sala…
analizatorów nastroju…
na
drzwiach tabliczka
z
podświetloną na niebiesko inskrypcją:
„Bajtus Scjent…
profesor
fizyki kwantów i fotonów… teleimersji stosowanej…
w
lirycznych kominach czasoprzestrzeni”…
EBE jest
dzisiaj gościem…
obecnie
kładzie
swe wysmukłe palce na blacie magnetycznym
i
drzwi otwierają się…
postać
w srebrnym uniformie
uśmiecha
dobrodusznie podnosząc front hiberhełmu…
EBE podnosi
rękę w geście powitalnym
pozdrawia
gospodarza
PROFESOR
SCJENT to bardziej futurologiczna forma EBE…
zasłużony
nestor Arollei
nagradzany
wielokrotnie Szmaragdową Andromedą
omnibus
nauk ścisłych… i medycyny… zwłaszcza neurobiologii
fizyki
kwantowej i fotonowej…
fundator
nagrody Instytutu Restauracji Literatur Minionych…
wytypowany
przez Wysoki Senat
Zjednoczonego
Królestwa Arolei,… do ekspedycji
pod
kryptonimem:
„w
poszukiwaniu cząstek
lirycznej
nadświadomości Zbigniewa Herberta”…
i skierowany… prosto na ziemię…
aktualnie:
EBE napawa
się pewnym doświadczeniem z dziedziny krystalografii
[nauka…
o stanie krystalicznym materii
badającej
jej właściwości fizykochemiczne]…
testuje
strukturę pęknięć w stalowym piórze Herberta
tymczasem…
PROFESOR
SCJENT rozmyśla o szorstkim emploi poety
i
zimnym nieczułym sumieniu poezji…
eksplorując
obwodowy układ nerwowy jego wiersza
docieka…
o
lokalizacji jego fantastycznych neuronów…
pytano kiedyś CHŁOPCA SPOTKANEGO NA MOŚCIE:
„czy
wiesz mały… kim jest PROFESOR SCJENT?”
odpowiedział:
„on…
jest weną wszystkich współrzędnych i oziębłych
poetów…
wcieleniem
każdego kolejnego… EBE„
EBE i jego nieprecyzyjność- _[10]_
jeśli
chodzi o obecność EBE
w
ponętnych meandrach ziemskiego entourage’u
to
wykracza ona dalec poza pojęcie
ludzkiego
zrozumienia
EBE jest podróżnikiem czysto irracjonalnym…
precyzyjnie określić go można formułą: JA NIE ISTNIEJĘ…
jednakowoż
ów niebyt… paradoksalnie oznacza
stuprocentową
materialność
ta
bliżej nieokreślona fizyczność
potrafi
wyrażać się
w
doznaniach stricte organoleptycznych…
można
go dotknąć… zobaczyć… EBE chyba
nawet
czymś
pachnie… lecz przecież tak naprawdę… jego tu nie ma…
jest zatem jakby wrażeniem… ale…
precyzyjnie
zdefiniowanym
w
strukturze czysto molekularnej
EBE nie
jest wymysłem… urojeniem… misterną mistyfikacją…
nie
odnosi się do pojęć mitomanii…
jego istota wyraża się raczej w jakiejś indolentnej prowokacji
jest
bierny do końca
w
swej kosmicznej interpretacji
bliski
jakiejś bliżej niesprecyzowanej humanitarnej idei…
posłuszny…
może nawet kompatybilny z czysto ludzką powściągliwością…
często
określa się jako przedmiot
może…
kontestacja? oczywisty sprzeciw…
fizyczność EBE przyjmuje
(czasem) morale serdecznego palca
a
więc… jakże wulgarnego gestu… lecz ta gestykulacja
nie
jest mottem agresywności
posłuszeństwo
i fasadowy opór tworzą
charakterystyczną
spójnie
stanowią
monolit… w jego megagalaktycznym jestestwie
tudzież…
pojęciowo są ze sobą permanentnie sprzeczne…
EBE wykracza poza absolut ustalonego miejsca…
jest
tutaj
był
tam
będzie
gdzieś…
czas…
dla niego… nie ma racjonalnego znaczenia…
EBE nie
podróżuje w przestrzeni
może raczej… w hadronie…
wędrówka EBE jest
tylko numeryczną paralelą
do
naszego defetystycznego
przestrzennie
uwarunkowanego świata…
toteż:
tak trudno precyzyjnie opisać… jego specyfikację
EBE marzyciel- _[11]_
anielim
traktem brzegiem Wisły…
kosmiczny
eunuch plazmatyczny
podąża
obcym ziemskim śladem
w
pragnieniu ludzkiej afirmacji
z
metamorfozy i mutacji
pod
okiem psychodeformacji
EBE dziś
pragnie być owadem
błoniastym
rozwiniętym kładem
pobudza
brzękiem wiersza zmysły
EBE…
byt przeszły i byt przyszły
nie
chce być taki traumatyczny
więc
w nowszej wersji będzie… gadem
następnie
zmieni się w flaminga
rozłoży
różowawe skrzydła
bo
plazmy skóra już mu zbrzydła
figlarnym
dzióbkiem stuknie w chmurkę
z
kangurem skoczy w syndrom twórczy
chyżo
po rymach zaczną skakać
pociskiem
w ziemię jak armata
niech
o tym pisze cała prasa
EBE…
chce zerknąć w szew spawacza
iskrzyć
impulsem wśród elektrod
chemicznym
poddać się efektom
gdzieś
nieufności wotum zgłaszać
miłość
okiełznać… pianę z mydła
założyć
wnyki… zjeść powidła
bo
z plazmy skóra już mu zbrzydła
EBE…
przykładem ciepłego typa?
życie
kosmosu pełne przypraw
na
plecach rosną Aniele skrzydła
EBE na festynie waty cukrowej- _[12]_
cukrowa
wata smakuje śliną
rozpływa
w
czarnych dziurach
otworów
gębowych
festynowych
przypadków
namiętnie
„zakołowanych”
na
karuzeli wesołego miasteczka
ta
wata:
zwiewnie
lewituje
wplątując
we
włosy
subordynowanych
panienek
sugestywnych
chłoptysiów
EBE delektuje
się jej
osobliwy
smakiem
ta
spożywcza ekstrawagancja
wyraża
całą prawdę
o
tej niebieskiej planecie
a
w zasadzie o:
pospolitości
jej podstawowego gatunku
słabość
człowieka
wynika
z
gigantonomii
wszechświata
może
także
z
materialnej
konstrukcji
ludzkiego ciała
EBE doskonale
to rozumie
on
przecież jest
dumnym
hologramem
zmierzwionym
substratem
gęstej plazmy
intelektualną
formułą… świadomym telemostem
nie
do świata złudzeń
a
doskonałych
umysłów
i ciał
homoplasmusy… do
których gromady
zalicza
się EBE
przeszły
już
wszelkie
formy mutacji
w
wyniku to której świadomie
zrezygnowały
z odżywiania
gdy…
okazało… że… istnieją bardziej
profesjonalne
metody
pochłaniania
energii
ochoczo
poniechały
prymitywnego
przyswajania
pokarmów
EBE obserwuje
zatem z zażenowaniem
a
może nawet i pogardą
te
kulinarne wygłupy ziemskiego ansamble
cukrowa
wata
w
ustach EBE…
wygląda komicznie
zupełnie
jak
podrzucona
jaszczurka
w
paszczach świeżo wyklutych owodniowców
mielących
ozorem
w
błonach płodowych
jaja
dinozaura
nie
ważne… że… jadalna
jest
po prostu niesmaczna
w
istocie nieelegancka
EBE doskonale
rozumie… iż…
ta
prymitywna konsumpcja
uwłacza
jego
kulturze i obyczajom
czego
jednak nie robi się… dla…
nieuchronnego
porozumienia
autonomicznych
cywilizacji?
EBE ciągle
jeszcze… wierzy
w
ludzką akomodacje
Oczywistość Arollei- _[13]_
w
Arollei wszystko było oczywiste…
niebo
miało lekko pomarańczowy kolor
pewnie
na skutek
unoszących
się w powietrzu
ogromnych
sferycznych balonów azotu
zapach
tu był intensywny…
arollejowa
cywilizacja przywykła do niego dawno
EBE zanim
został poddany dychotomii
częściej
odwiedzał upojną stratosferę Arollei
to
tutaj… w kłębach azotowych uprawiał telekinezę…
i
lewitował…
jednak
gdy dokonał się jego intelektualny podział
nie
miał już czasu na odwiedzanie
podniebnych
landszaftów
wtedy
to… sporą część jego podświadomości
skierowano
prosto na ziemię
a
tu w Arollei
w
obłoku azotowej chmury
dawało
się zauważyć część jego lirycznej duszy
przezroczyste
błękitnawe skrzydła czasu
były
jeszcze kosmobombki
przypominały
do złudzenia ziemskie bańki mydlane…
EBE był
mistrzem w ich strącaniu… gdy mieszkał jeszcze
w
Arollei…
była
to forma preparowanej mózgoinformacji…
zeszczepienie
synaps z interaktywną encyklopedią wiedzy
senatorowie
Arolei zarządzili
propagowanie
kosmoembronów
a
te… w fazie rozwoju aplikowały… w kosmobombki
przemieszczając
się dowolną promenadą Arolei
jej
mieszkańcy podskakując… uderzali w nie
swymi
jajowatymi głowami
zaś
te…
rozpryskując
parowały synapsy z bazą
powszechnej
informacji…
dla EBE było to fascynujące doświadczenie
Pamięć EBE– _[14]_
EBE co
wieczór
przesiadywał
w szerokich ustach ziemskiego krajobrazu
wokoło
[jak zwykle]
pachniało
kryptoplazmą
pachniało…
JESZCZE… na szczęście!
był
to stan iście sympatyczny
prawie
znajomy… tak bardzo syntetyczny…
przez
cięciwy ferromagnetycznego
mózgu
przepływała ujmująca woń
ten
zapach był przecież
ulubionym
w herbarium EBE…
miał
także ściśle precyzyjny kolor…
kolor
zielony…
zieloność
kojarzyła mu się
z
jego planetą matką
na
rudymentach jego plastycznej pamięci
raczej
wszystko było zielone…
EBE pamiętał wszystko dokładnie…
w
zielonych laboratoriach
produkowano
zielone embriony
zielona
krew zalewała
sale
porodowe
w
tym kolorze wyściełano ongiś fotele w sali sejmowej…
tu
w pierwszym rzędzie
paradowały
posłanki
Zjednoczonego
Królestwa Zielonej Arollei
przyodziane
w apetyczne uniformy…
barwa
ta była wszechobecna… precyzyjnie demokratyczna
a
zielony bilet zawsze… uprawniał do podróży kosmotranzytem
EBE był
oczarowany
wyraźnie
podniecony tym interaktywnym wspomnieniem
jednak
wiedział… że…
była
to tylko
imaginacja
jego wilczoludzkiej wygłodniałej wyobraźni…
tak
naprawdę był przecież… tutaj…
pośród
łąk i lasów sinawej ziemi
nieuchronnie
przybliżającej się do OSTATECZNEJ ekokatastrofy
zresztą
na ową okoliczność
był
przygotowany… od dawna
w
jego sercu królował spokój
podobny
kształtem do rozmyślającej ateńskiej sowy
EBE już
dawno się zasymilował
jego
kontrafałdy wygładziły się nieco
na
środku jeszcze lekko przydużej głowy
rysował
się nijaki zarys nosa
konstytutywny
element w profilu tej cywilizacji
zieloność EBE oscylowała
już… w tonacji niebieskiej
prawie
brunatnej… ziemistej.. a może
nawet…
ziemiastej…
EBE niezrozumiany- _[15]_
EBE jest
zadziwiony
nie
rozumie ludzkich zależności
właśnie
ktoś
napluł w jego
ciemnozielony
pyszczek
sponiewierano
go za… to i owo…
nie
zrozumiano skąd przybywa
uznano
megalomanem
w
zasadzie
nie
przyłożono się do niczego
buldożerami
zaorano
zbożowe
kręgi
wykopano
na szrot
jego
srebrnoowalny talerz
został
banitą
wyrzutkiem
ultranowoczesnego
społeczeństwa
dla
mas
stał
się skansenem
zbyt
hipotetyczny
wyssany
z
nieprzyswajalnych (dla nich) wymiarów
zagubił
się w znaczeniach
czystoludzkiej
chronologii
choć
przybył z przyszłości
w
jego strategii nie było
przecież
żadnej
gaskonady
to
społeczeństwo
było
dla niego nieprzenikalne
skonsumowane
przytępione
władzą durnych filistrów
EBE chciał
być jedynie pionierem
odkryć
jedyną prawdę
bez
pychy i triumfalizmu
docenić
piękno człowieka
nie
był pyszałkiem
nie
trudnił się psychotroniką
w
jego gestach
widać
było obraz Sztuki i Boga
który
Był zawsze w jego centrum
systemem
dobrych intencji
on
pragnął przekazać dobro
podarować
ogień
niebieski
syndrom
wyrafinowanej
cywilizacji
by
poczynić krok
ku
wyższym stanom świadomości
by
świat stał się wspólny
bardziej
emocjonalny
aż
w końcu kiedyś
wygarbowano
jego
pofałdowaną
skórę
nazwano
bastardem
agresywną
dżumą hybrydową
zarzucono
mu milczenie
i
przytwierdzono na szpicy
wieży
utrapienia
udawał
prefeta
bo
tak wypadało
i
może nieco
szczerze
koncepcyjny
choć
wiedział
że
Pan przyjdzie dopiero… w dzień ostateczny…
mianowany
ofiarą
uposażonej
ludzkości
w
obszarach
iluzorycznych
doświadczeń
w
etażerkach
szalenie
pięknego umysłu
Megagalaktyczne kawiarnie- _[16]_
EBE czasami odwiedza ziemskie kawiarnie
tu,
ekspresowo podają ludzkie zapachy
na
srebrnej tacy… jakże wykwintnie zawinięte
w
białą ściereczkę ekscentrycznego kelnera
jego
wyszkolony uśmiech niczym
lekarz
cudzych dusz frapuje EBE
a
gdy już w kieszeń wpadnie eurobanknot
to
brzęknie uszko porcelanowego imbryczka
a
garson pokłoni się w pas
aromat
zachwyci zielony nosek
od
woni rozświetli się buźka EBE
kawiarnie
pachną
niczym perfumerie
cudzołożną
tajemnic,
lirycznym
wstępem do ludzkiej gry
pachną
różaną
chusteczką landrynkowej pani
lub…
kubańskim cygarem przystojnego pana
teraz EBE ułożył
swą ołowianą główkę
w
pucharze swych szczupłych
megagalaktycznych
dłoni
jego
wąskie nozdrza
zakwitły
drogerią zamszowej kafeterii
zachwyt EBE
pozbawiony
jest dobrego smaku
lecz…
kawiarnie są chyba po to…
[myśli EBE]…
by udrażniać się organoleptycznie
ta
skłonność wyrażona w
inicjacji
dotykowowęchowej
ponad
wszelką wątpliwość… uczłowiecza EBE
List
do EBE- _[17]_
(Vivat
Szymborska)
szanowny
nieznany EBE
piszę
do ciebie ten list
codziennie
po trochu na raty
wciąż
dręczy mnie EBE pytanie:
czy
jesteś podobnie jak Yeti… nieprzyzwoicie włochaty?
gdzie
twoja planeta lśni EBE?
w
parowie czasoprzestrzeni
czy
zakwita zielenią?
czy
Pan Bóg otulił niebem?
czy
słońce przysłania latawce
na
ręki mej wyciągnięcie?
obłoki
kipią w jaskółce
familia
ślimaków czci Zbawcę
i
chełpi swojego Stwórcę?
a
nawet gdybyś był plazmą
albo
przewodów zwojem
wszystko
jest cudem przecież…
BYLE
NIE BYŁO WOJEN
cyfrowe
kudlą rozumy
w
ultrakosmosie ziemi
a
tytanowe maszyny rozgrzane mocą czerwieni
piszą
wiersze po tęczy
wśród
atomowych obręczy
któraś
z tych wizji jest faktem
a
może wszystkie… i basta…
i
ja zupełnie tak jak… Ty…
buszuję
w wszechświecie… od dawna
dlatego…
Szanowny EBE
śmiem
twierdzić… że… jesteś jak ja…
marzeniem
cię wypluł na światy
Bóg
dobry… roztropny… brodaty…
by przestrzeń przestała być zła
Subkultura EBE– _[18]_
muzyka
ponoć łagodzi obyczaje
właśnie
dziś EBE produkuje
się
na
punkowej retroimprezie
po
długim namyśle
zdecydował
w końcu
dziargnąć
sobie sznytkę
w
skórzanych kurtkach
złowieszczo
łyskają
srebrne
szpiczaste ćwieki
te
kurtki od podszewki
pachną
ludzkim potem
ich
zimna epiderma
zahacza
o politury
pijanych
ziomali EBE
deliriujących
separatystycznie
w
wynaturzonym tańcu pogo
właśnie
teraz
EBE z
pieczołowitą rozkoszą
moderuje
swego irokeza
jego
twarz przypomina
wściekłego
bullteriera
jest
zadowolony
zielonkawy
włos doskonale komponuje
z
tą kostyczną punkową subkulturą
kiedyś EBE nie
znosił anarchistów i hedonistów
obecnie…
świadomie
zaczął celebrować
przyjemność
i wszelkie pochodne braku ładu…
nie
tyle sama szarpana muza… ile zbiorowa
potrzeba
asymilacji
wzięła
go za łeb…
zresztą
tutaj… wszystko jest dozwolone
ciemnozieloność EBE nie
przeszkadza
prawie
nikomu…
to
permanentnie podświadoma podróż
do
świata ludzkich destrukcji…
prawie
codzienna
na
co dzień EBE jest…
przykładnym
obywatelem
tego
prawie
siedmiomiliardowego
pozoru…
codzienność EBE jest
stricte seryjna
ułożone
krótkie włosy… firmowy zegarek…
życie
przyprawia o mdłości
pewnie
dlatego EBE
tak
ochoczo zalicza te bezpruderyjne imprezki
w
macierzystej Arollei
od
dawna wiadomym jest wszem i wobec
o
jego… paraludzkich skłonnościach
EBE a pewien frazeologizm- _[19]_
usta
milczą dusza śpiewa
to
dictum
tyczy
się… jakby… wprost do EBE
bywa…
niektóre słowa
sumują
kategorycznie
ta
proweniencja szczególnie przystaje do
atawistycznych
cech
tego
gatunku
wąskie
lakoniczne usta
nota
bene… atroficzne
EBE ślamazarnie
nimi porusza
jakoby
robił łaskę… w zgiełku konwersacji…
te
mniej formalne usta
powoli
stają się zbędne
pozornie
wydaje
się to alogiczne?
jednak
po głębszej analizie…
ma
sens
jasne…
mowa dla EBE
jest
prymitywną funkcją
w
międzygatunkowej komunikacji
nakazem
wynikającym
z
braku
alternatywnych
opcji
substytucja
porozumienia…
tak…
EBE wyrasta
z pojęć telepatii
być
może…
z
pamięci zbiorowej
jest
afonetyczny
migracja…
w tkanki spojone
już
dawno
rodzaj
homoplasmów…
(do
których zalicza się jego rasa)
porzucił
wszelkie
formy artykulacji
może
właśnie dlatego… mówi się…
że…
dusza
tych istot śpiewa…
ten
śpiew wydarza się mniej formalnie
napawa
głębią
nastraja
homeostazą… czytaj: spokojem…
EBE potrafi
mówić…
czasami
używa jeszcze
tej
archetypicznej
metody komunikacji
ale…
coraz
rzadziej
sugestia
subtelniej
doświadcza…
nasz…
wieczny
ludzki umysł
nie
foruje dyktatu
prawdopodobnie
retuszuje
Duszę
świadomie
przyzwala na
jej
inwigilacje
cóż
z tego?
przestrzeń
to forma notorycznego ciężaru…
EBE jest
zatem… WYZWOLONY…
nie
musi martwić się o:
słuszny
dobór słów
siłę
wyrazu
intonacje
odpowiednią
ekspresję
wreszcie…
dykcję…
w
ogóle może milczeć
przemawia
wzorem kosmosu
jego
mantra
to
może np. manifestacja sambhogakaji
a
może… bardziej ludzkiego Absolutu
wciąż
rozaniela
błogi
umysł… pośledniego interlokutora
gonić
w piętkę
to
jakby przeczyć samemu rozsądkowi?
NIGDY:
nie
sprowokuję EBE
strzegą
go Duchy Dharmapala…
EBE jest
wielki…
jest
także i moim mentorem…
Przesłanie Profesora Scjent do EBE- _[20]_
jestem
kim zechcę…
w
dowolnej sekundzie istnienia zmieniam formę
na
inną…
uczyłem
się tego… długo…
każdym
atomem misternej tkanki
mogę
być struną… podświadomością… antymaterią…
jestem
zbiorem myśli… zapachem… dotykiem…
emocją.. płynąc
przez tunele względnego czasu
odwiedzam
zamierzchłość i przyszłość
dowolnym
trybem
rozkazem… supozycją… orzeczeniem…
drenuje
zniewolone umysły
jeśli
zechcę krzyczę decybelem w ciszę…
czasem
nie używam
nierozsądnych
słów…
bywałem
stary… zmarszczoną siecią skóry
opierając
o korozję
cuchnąłem
ludzką zgnilizną…
spozierałem
embrionem
z
wyklętych wód płodowych
skręcałem
we wzory… w łańcuchach DNA
jestem
zbiorem zmysłów
wysublimowanych
pochodzę z języka
wykluwam
z nosowej przegrody…
zapachem
migdała… może pachnę ambrą
w
drzewie sandałowym
albo…
w płatku róży?
nie
podlegam banicji
nie
uznaje azylu
potrafię
bardzo długo bez krytyki i lansu…
w
szponach kontestacji… ze świetlistym kamieniem
niczym
Armagedon
skałą…
albo ogniem…
na
chmurze indygo w kompendium aniołów
łaską
co od Boga
zbawienie
nam pisze…
w
stanie ciekłym płynąc… po morzu nostalgii…
powietrzem
co jest zaborcze… dla piersi
jak
spartańska skała…
kiedy
zechcę sporem będę niezjednanym
jak
węzeł gordyjski
co
należy… przeciąć…
lub
porozumieniem międzyplanetarnym
systemów
słonecznych
w
śnie cywilizacji
Dewastacja EBE– _[21]_
Profesor Scjent powiedział kiedyś do EBE:
będziesz fiołkiem
cyklamenowy
zapach… pierwiosnkowata materia…
burza
zmysłów!…
spora
doza… zroślinnienia
EBE będzie
posadzony w czwartej rabacie
(jako
drugi od końca)…
w
błoniach ekskluzywnego ogrodu
będzie
szczęśliwy… zamszowy…
lekko
pochylony w lewo
w
gąszczu roślin
o
nazwach łacińskich… i innych na literę C:
cyprys… cykuta…
cynizm… cyneraria…
jego
cięty umysł
pewnie
nieraz zasiąpi lepkim osoczem
w
wibrujących płatkach
w
fiolecie enzymów rozczuli się… słońcem!
jeśli
kiedyś… przemknie tędy przechodzień… a ów cień
płowy…
padnie na wątłe ciało EBE…
będzie to…
niczym
ostatnie zaćmienie słońca
jeśli
siądzie tu szczygieł… to tak jakby truchło pterodaktyla
zwarło
swą ordynarną konstrukcję:
poprzez
osie garnierytowych zboczy
A
z gór tych… niklowanych… popłynie strumyk
ostrym
zacięciem koryt w przeźroczu białego fosforu
i
wokół: słodko zapachnie… ozonem…
EBE będzie
oczarowany… wyciągając subtelne korzenie
do
żywotnych podskórnych źródeł
nagle
rozpierzchnieje!
gibkość
jego będzie spijać owo rzadkie powietrze
jednocześnie…
otrząsając
krople ze smukłego płatka
trzeźwe
tiulowe skrzela spowitego tumanu
uderzą
nawałnicą… w delikatne licko…
profesor Scjent powiedział:
kiedyś
„będziesz fiołkiem
teraz
jesteś jeszcze DEWASTACJĄ!”
EBE o emigracji- _[22]_
EBE będzie
kiedyś przypadkiem
w
wielkim mieście
może
nawet… w stolicy
w
radosny ciepły dzień
pomarańczowe
słońce schowa się
do
połowy za beżowy cumulus…
na
tarczy miejskiego zegara
z
baszty czerwonej katedry
pokłonią
się złote kuranty
wskazówka
błyśnie
słonecznym refleksem
zaznaczy
godzinę… sjesty
wtedy
EBE spotka
dziesiątki… a pewnie nawet setki
podobnych
do niego
kontestatorów
wyskoczą
niczym
wściekłe
byczki z uliczek Barcelony
wydalą
brązową wstęgą
ze
szklanych drapaczy chmur
wyleją
na ulicę
w
pomiętych koszulach… wytartych
dżinsowych
szarawarach… obcisłych stanikach
zestresowani
plisą swych
przykrótkich
spódniczek…
zdegustowani
ciężarem
przydługich
krawatów… tandetnością spinek…
uzależnieni
od
swych odpustowych zegarków…
wsuwając
w
tylną kieszeń spodni
periodyczną
prasę
obiorą…
jeden istotny kierunek:
to knajpa…
EBE będzie
mile zaskoczony
owym
słowiańskim solidaryzmem
harmonią
obyczajów
inaczej
mówiąc
tym
wielce patriotycznym
„konglo/mentalem”
potężnie
spragnionych degustatorów
to
będzie pierwszy krok
do
międzyplanetarnej rekoncyliacji
dotąd
obcych sobie cywilizacji
rozanielony
początek
pokonując
upiorne schodki
prowadzące
do piwnicznego pubu
EBE wykona
głęboki wdech
nabierając
w płuca alkoholowego fetoru
z
kirgiskiego kumysu
być
może: szkockiej whisky…
w
umyśle EBE nie
będzie już miejsca
na
intencjonalny umiar…
poczuje
wyzwolenie
zaglądając
głęboko
w
odmęt lazurowego trunku
odgoni
wszelkie
frustracje…
uwikłany…
w uścisku kamratów
ukryje
swą
brzydką
ciemnozieloną
mordkę…
to
będzie prawdziwy czas patriotów…
prawo
egalitarne
dobrodusznego
legitymizmu…
ale…
to
jeszcze nie teraz…
to jeszcze nie ten czas… smuci się EBE…
ale…
to
dopiero nastąpi…
dopiero nastąpi…
nastąpi, …
dopiero …
EBE indyferentny- _[23]_
profesor
Scjent myśli
wielopłaszczyznowo…
wiropłaty
jego dobrych intencji lewitują wolno
po
czczych krainach poezji
dotykając
istoty zagadnień… w sposób charakterystyczny
żelbeton
nieprzeniknionej głowy Herberta… i innych
bezdusznych
stolic…
to
treść merytoryczna
stanowi
świadomy wybór
bezwarunkowo
grożący wycofaniem
endogeniczny
poeta i zimne słowo
metaliczne
do granic upodlenia… ciężkie…
ile
potęgi umysłu… ile w tym kauczuku
potrafiącego
odbić się jakże boleśnie
od
wiotkiej psyche
profesor Scjent myśli więc taktycznie
bada
treści przezornie… zwięźle…
celując
w każdą zgłoskę skrótem myślowym
albo
metaforą
EBE…
który kiedyś posiądzie dar białej wiedzy
nie
może się nadziwić tej zdumiewającej systematyce
kunszt profesora…
jest dla niego patosem!
pewnego dnia profesor Scjent zwierzał się EBE:
„wiesz?
byłem
kiedyś wrażeniem żądnym…
zamkniętym
w klauzurze akcji…
ucieleśnionym
w teorii ruchu… smaku.. zapachu…
to
była ułuda!”
od
tamtej pory EBE codziennie
spędza wiele godzin
na
poszukiwaniu prawdziwego indyferentyzmu
cedząc
słowa w beczce pełnej dziegciu
bynajmniej…
jego
świadomość jest… przecież… naturalną pierwotną
formą
genialnej nadświadomości profesora
EBE byt nieuchwytny- _[24]_
nigdy
nie zobaczysz EBE
nie
możesz się z nim spotkać!
nie dopadnie cię też to błogie oczarowanie Duszy…
EBE nie
jest duchem
nie
odpowie formą stukanego alfabetu… ani urojeniem…
nie dane ci będzie zdobyć wiarygodnych śladów…
żadnych
anielskich
włosów [owych lepkich aksamitnych substancji]
które
są ponoć pozostałością
po
kosmicznych bytach…
prawdopodobnie…
dopadnie
cię celowa amnezja
podstępna
prawie jak grecki Kalchas… ten słynny wieszczek
co
to konia… dał Troi…
to
jest podstęp z gwiazd
gdzie
medium poezji wieszczy pojednanie…
a
ty jesteś tylko mdłą efemerydą
więc…
nigdy
nie poczujesz się wolny
imago
twoje już na zawsze
będzie
obciążone… celem karkołomnym…
a
Dusza metaliczna cięższa od ołowiu
wyalienowana
w krysztale implantu
pozostanie liryczna… lecz zimna!
Bliskie spotkania stopnia 3ego- _[25]_
ja EBE jestem
zielony
ty EBE wtajemniczony
on EBE wzrostu
niskiego
my EBE wszystko
z niczego
kosiarze-
gwiazdy Oriona
tam
szuka ludzka persona
nieznanych
nowych form życia
szeroka
nieba orbita
gdzieś
zalśni maleńka gwiazdka
niebieskim
promieniem parska
wśród
innych miliarda plejad
dla
nas się zwie… Arolleja…
leci
zielony attache
srebrzy
nieba poddasze
zbliża
bastion istnienia
błękitna
planeta ziemia
podróż
w przestrzeni i w czasie
by
poznać człowieczą rasę
wielce
ci ona pasywna
kosmokratyczna
ojczyzna
odgięta
w symetrii czasu
w
przód i do tyłu od razu…
taka
to ci technologia
kiedyś
i człowiek… ją pozna…
on EBE byt
kompetentny
małoprzystojny
i szpetny…
wniknie
w wasz umysł przepięknie
on…
zwierzę inteligentne
Wrażenie chłopca na moście– _[26]_
białe
światło w oczy… miliony przebiegających klatek…
już
prawie nakładające się obrazy…
aż
poczuć można kręte kwasy nukleinowe…
świetlne
kule… wirujące naprzemiennie
wirtualne
obiekty mentalne…
których
nośnikami są ponoć komponenty
czasowe
fotonów…
utopia
wszystkich paradygmatów… sensytywny bodziec
przebiegający
przez ośrodkowy układ nerwowy
niczym
piorun kulisty przez niebo…
lekkość…
wyuczona lewitacja… na pograniczu bezcielesności…
w
stanie asomatycznym… w poczuciu świadomości…
ale…
już prawie bezpostaciowo…
transcendentals!!!
jasny
snop lepkiej materii… przyjmujący dowolne kształty…
przytłaczająca
formuła wiedzy… błogość…
zimny
powiew…
obok stoi… EBE… … …
Kroniki Akaszy- _[27]_
kroniki
Akaszy.
rodzaj
kosmicznej pamięci
obszerny
bank informacji
EBE mówił…
że… wszystko tam jest zapisane
gdy
płyniesz drogą przepastną… trzymając się
gęstej
iluzji
w
okolicach gwiazdozbioru Kasjopei
zarozumiałej
Królowej Etiopii
w
morzu lirycznych harf… na siódmym stopniu
podświadomości
spowolnionym
ruchem… prawie jak zamęt ukwiału
w
różnokolorowych odcieniach
witrażem
morganitowych szkiełek
z
rubinowym cyrklem… suną miliardy rzęsek… delikatnych
włosków…
jakbyś tańczył z wiatrem po sumieniu fali
EBE mówił:
w
kronikach Akaszy
jest
spisana cała mądrość wszechświata
tuląc
się do mirażu STWÓRCY… objawiającego się
dowolnym
kształtem…
albo czystą energią
względne
myśli… idee… emocje… wypełzające ksenomorfy…
zwidy
i zmysłocuda…
koherencja… zwana
wyższym stanem świadomości…
polegająca
na spójności prądów czynnościowych w obu
półkulach
mózgu… wszystko jest zapisane
w
sanskrycie słowa… AKAŚIA…
liczne
talenty… cała ezoteryczność… mistyfikacja…
i
tony codziennego realizmu
jest
miejsce dla centaurów… jednorożców… faunów i
elfów…
tysiące
ognistych orków… półorły…_półlwy… sfinksy…
chłodne
z betonów… gibkie syreny …
tutaj
posągi Lenina… czerwone chusteczki
dla
Mao Tse Tunga… kadilaki w kolorze ekhri…
harleye
i spodki kosmiczne…
dziewięć
Muz strzeże zasobów rytualnej weny
i
słychać w takt… słodką deklamacje…
EBE twierdzi…
że… rozwijając odpowiednio zdolności
parapsychiczne można
czerpać z Kroniki Akaszy
każdą
wiedzę realną i irracjonalną
przypływa
ona w formie przenikającej substancji
ponoć
niektórym ludzkim jasnowidzom
udaje
się penetrować pokłady Kroniki Akaszy
EBE mniema…
iż chłopiec
na moście
otrzymał
wilczy bilet do tej wiedzy…
dlatego
jest taki flegmatyczny
niemal
arkadyjski…
Powrót EBE– _[28]_
czym
jest sztuka?
EBE zawsze
pragnął zaczarować to pytanie
sztuka
mistyczna… niekoniecznie popularna…
uczestniczył
w
dziesiątkach briefingów
zapuszczał
w setki performance’ów
tworzył
prezentacje… jednym słowem…
był
wszędzie… uczestniczył czynnie
jednak…
im dalej zagłębiał się w temacie
tym
bardziej stwarzał
wrażenie
spotworzonego frustraty
było
to widocznie ponad jego siły
dlatego
ostatecznie kontestował
uciekając
tylną metaforą z poważnego wernisażu
zupełnie
ponad
ludzkie siły, odnosiło do zgrozy, chemicznej syntetyki
EBE już
nie mógł tego ścierpieć,
postanowił
zwyczajnie czmychnąć,
tak
naprawdę
nie
było dokąd wracać?
w
Arollei sikali na takich jak on odszczepieńców,
tam
sztuka była formą eklektycznych idei
EBE wyraźnie
się skompromitował
w
konsekwencji wybiera więc wolność
depresyjną
antytezę sztuki
nie
chce oscylować w kłamstwie
co
to za sztuka pyta?
implementacja
kosmicznych awatarów
wyjącej
do anteny małpy
lub
co gorsza… tracącego wymierność
skośnookiego
pracoholika w industrialnym chinatownie?
na
skutek zaplanowanego świadomego przepracowania?
blaga… łgarstwo…
sztuka
bezużyteczna
tego EBE już
dłużej nie mógł znieść…
toteż
zapakował w neseser
swoje
metalowe protezy
i
czym prędzej
w
Argosterusie
odleciał
w
kierunku Zjednoczonej Arolei
Epilog- _[29]_
czemu
już ciebie nie ma… EBE
nie
pomógł induktyw hipnozy?
i
martwa cisza zagłusza mój umysł
w
treści ideogramu…
czy
może brakło… tu… mutagenów
bądź
innych transostanów?
nagle
zamknięta współczulna cela
dla
ziemskiej amatorszczyzny?
pamiętam EBE w
kanionie Wisły
w
polskim mieście… brąz cera
byłeś
kanonem począłeś dreszczem
w
gardle mam sucho… teraz…
gdzieś
sześcioskrzydłe Serafiny
wachlują
cnotliwe powietrze
i
nieprzerwanie nucą dla Stwórcy
Hymn
Boski: TRISAGNION
chętne
w swym stałym wiecznym natchnieniu
do
rzeczy stricte Boskich
przywarte
pięknie do Tronu Chwały…
a
my tu w krzyku troski…
że…
ludzki świat jest nie do pary
odrębna
funky orbita
szerzą
się dziury czasoprzestrzeni
my…
wciąż w natłoku pytań…
gdy
chociaż byłeś… ty… mój EBE
w
tym ziemskim pitawalu…
„zielona
mordka”… „ścięty z metra”…
i
długi cienki paluch…
Mit- _[30]_
EBE… wróć!
--
autor: Tomasz Kucina
Komentarze
Prześlij komentarz