Posty

Wyświetlanie postów z 2019

Narodziny Zbawiciela

Obraz
graphics CC0 rozporządził Cezar August  głosu zaliż nie oszczędzał by zrobiono spis ludności twierdził Flawiusz – w wszystkich miastach i okręgach podążają jegomoście do miast bliskich by się dać zapisać – w księgach do Judei do Betlejem idzie Józef z Nazaretu w piachu się odciska pięta – a Maryja jest brzemienna ale idą – nie naruszyć śmią dekretu do Betlejem doszli w końcu i pytali tu o nocleg nikt nie przyjął ale ale Tej Rodziny Świętej w domu traktowano zimno wrogo wysyłano – byle dalej w Żłóbku Dziecię Boże śliczne przyszło na świat po kryjomu nie wiedziałby nikt zapewne że nam Mesjasz się narodził gdyby nie sam Anioł Pański który z Nieba wieść – ogłosił usłyszeli ją pasterze co trzymali straż nad trzodą – rzekł tak Anioł do nich nocą: nie lękajcie się pastuszki. was spotyka Radość Wielka tam za miedzą za zakrętem jest Stajenka – nad nią gwiazda świeci piękna z góry prosto miga sobie a tam w Żłóbku wasz Zbawiciel – na was czeka do Anioła dołączyli jeszcze inni Cherubini wyc

Prawie heksametrem o leniwym natchnieniu

Obraz
graphics CC0 Świadomie grzeszymy lenistwem bo przecież wygoda jest słodka Tu rzekłbym że wszystko co grzeszne przenika od rdzenia – od środka Bywałem pod ślepiem cyklonu spotkałem tam ciszę i fiskus Mieniłem  się barwą orientu odmienną – mahonie z półmisków Spływały po moich ustach – jak madras herbata plus mleko Lecz wolę się byczyć w Mumbaju – i niech mnie mianują – poetą Torpedy z kłębiastych cirrusów serfują pod żaglem błękitów Płynący na wietrze żaglowiec – ty dmuchaj w poezji garnitur Czerwone od rymów masz uszy – powoi kwieciste dywany Rytmiczny heksametr piętrowy językiem marathi – śpiewamy Leniwą emocją wachlarzy różowej powieki zamętem Ździebełkiem słomianej łodyżki – ubranej w Mumbaju zaklęcie Świadectwem błogości jest wolność utkana w cejlońskie szafiry Gdy streszczą więź duszy przeźroczem – melodie jak słów panegiryk Zwój harfy buksuje gdzieś w środku – muzyka – konkani z allegro Przez płatki kwitnącej przepaści w saksofon uderza – receptor Otwiera się cela z

Zmiennocharakterny [skumulowany abstrakcyjny epigram autokrytyczny]

Obraz
graphics CC0 in the programming language: →start obudził się, otworzył oczy, senną marą wyczerpany wyrwany z kontekstu, jawą opętany zadżumiony suchością kranu powyrywał nogi z fortepianu czułe słówka – cedził, bułkę przez bibułkę narcyzmem zaraził w zegarze kukułkę laleczka, całuśnik, czterolistna koniczynka, serduszko paluszkiem stuknął w filiżanki uszko znowu wrzeszczy, jego styl jest wulgarny biały język, pod okiem podkowy nagle – stał się taki, ostrożyletkowy… pieni piana, ust kąciki naderwane, żuchwa skowyczy urwał się jak buldog ze smyczy emanuje ciepłem, przytulił do kwiatka urosły mu skrzydła, oczko puścił w rosole… usta milczą, dusza śpiewa – erosik, amorek główkę położył na łonie, zawstydził nagością ujęty, zaskoczony zapachu względnością furiat, wariat, hipokryta! złowieszcza kometa, zboczona orbita? cham bez wstydu, ordynarny konstruktywny łuk triumfalny, adrenalin wzburzycielu jakich w świecie nie ma wielu! zrobił grzecznie siusiu przywarty do sutka – zakosztował ml

Kot Odo i sople

Obraz
graphics CC0 z imno, choć grudzień nieco pasywny, Odo niczym bajkowy kot przeciąga na śniegu, czarne futro – lśni od feomelaniny. nawis z kontrastu strąconych sopli zagrały jak Jankielowe cymbały gdy grzbietem po nich przeciągnął, upuścił pazurki w śnieg jak drążki z palców wypadły. pod parapetem to koncert – a gra czarny kocur śnieg sypie. wozownię, bociana gniazdo przyprószył, żuraw kłania się studni. ogródek lecz nie u tej panny Zosi szczęka ząbkami z zimna. kot nie „wykrada się z łozy” i nie „prześmiga po łące” w „jarzyny” nie „skacze” czy „sad” – bo nie potrafi – jak w epopei u pana Wieszcza – w księdze XI – i w wierszu: cztery osiem dziewięć. to inna duchowa pora roku. w zamian masz… bożonarodzeniowy śnieżny fluidów kutner – i blask słońca, roztkliwia Muzy nad innym zupełnie folwarkiem, a ślepia tego kota Odo – są szkliste i cierpkie, jak szron – w likierze benedyktyńskim — autor: Tomasz Kucina

Widzieć

Obraz
graphics CC0 przewidujemy –   widnokrąg przez gałek ocznych ścieg szyje wzór na poświacie planety g łębia ostrości z odległych  wodopojów  światła p atrzymy w dal inżynieria dalekich oddziaływań tam gdzieś – twoje marzenia i moje  powinszowane  fantazje m laskasz przez bielmo wywróconych   orbit zaklęty  sztafaż formalizm ludzi i zwierząt nie zakłóca treści – pozostaje ciągle tłem s poglądamy głęboko zmaza  krajobrazu zerkamy przez  ulane   atomy punkty odniesienia pomagają w zachowaniu proporcji i perspektywy t ak  skaża  przestrzeni fascynacja pomaga w rozplanowaniu akcentów głaska  rozmyte kontury z  ziół wianki pikujące jaskółki lewitujące  tasiemki ruchliwych traw lecz – oczy nie widzą co obok używają  obiektywów   szerokokątnych w opisie ostrożnej materii przez którą –  przenikamy -- autor: Tomasz Kucina

Przypowieść o bratankach [wiersz promujący - życzliwie przyjaciół - kamratów]

Obraz
graphics CC0 [wiersz promujący – życzliwie przyjaciół – kamratów]   szalone magiczne życie… pomiędzy na wzgórzach Budy – może w dolinie Pesztu na Moście łańcuchowym czuwają dumne lwy kolejny mały István przestaje być chłopcem co dzień o milimetr wyższym – po przebudzeniu całkiem naturalnie zaczyna być – podróżnikiem w gwarnym Siófok’u podpity wejdzie do Balatonu i pozna pierwszą dziewczynę – w dyskotece w czerwcu fioletowe pola Tihany zapachną magią lawendy od południa… ochrzczone wiatrem znad ciepłego jeziora; potem matura; ślub w barokowym kościółku Stuhlhoffa praca benedyktyńska nad żoną banicja – z Karola IV – biegiem z opactwa królu!; gdy – zajrzy do piwnic Rakoczego… a w życiu zacznie być pod górkę będzie szedł na czworakach pochyłą uliczką w debrzy pastelowych chałupek –Tokaju całe życie – to droga do Salt Hill Thermal Spa w Egerszalok po śliskich wapieniach spływa gorące libido – jak tutejsza woda na starość zsyłka – do Bad Hévíz – za karę w pokoju z minibarem sejfem i balk

Jezioro jaguara [liryczna konskrypcja Majów]

Obraz
graphics CC0 - noce mam w cętki mrok rozcapierza szpony jaguara od luster jeziora z łuną księżyca i słyszę znowu gdy wyimaginowane drzewo palisandru miarowo uderza liściem przez mgłę o horyzonty to drzewo pachnie różą Kukulkana rozkwita z szelestem wiatru wskrzeszając melodię akwenu pomiędzy źdźbłem a źdźbłem zarośli uwiesza się na chwilkę ksylofonowa mała gwiazdka choć pełga ledwo ledwo gwiazdą jest zwierzeń moją własną ślepia mi ćmią na lianie ze szklanego włókna wygrażam kłem sonorystyki w bezpiecznym dalekim kosmosie a kocie struny bitem drgają dosięgam czaru  mitologii obrzędem Majów klątwą Azteków  na brzeg barwnego jeziora wychodzi wtedy żarłoczna żaba udając bóstwo Chactlalok na hieroglifie  Zapoteków w sine przewiewne przestworza jaguar wtapia szklany wzrok membrany kocich uszu maskują pulsar nocy  na rezonacji innych zmysłów kosmos czymś kusi niepojętym darów wotywnych nieba świątynia z niebieskich punktów akwen materii niebo dosięga tu jeziora ćmi ceramiczna kadzieln

Miasta neonów

Obraz
graphics CC0 a... miasta co nie chodzą spać? a… dłonie które budzą smak? zegarki zapomniały zasnąć znów blask dobudził neonów miasto gdy pytasz o pozory rasy z mniej ludzkiej plastikowej masy bez zgiełku po godzinach szczytu zza szczujni wulgarnego syfu nieporoniona i morowa pytasz i pytasz jak mądra sowa przechodzisz przez tunele czasu przez blade światło z mego mirażu przez smak zbyt mocnej kawy przez triki i roszady na słowach poplamionych kłamstwem na prawdzie wypieszczonej z zaklęć i na poduszce intelektu pod prześcieradłem i na wierzchu dla wyższych erudycji celów do ustalonych jasnych reguł po pachy i po czubek nosa z ubawu i gdzie wiersz do kosza w szyku fasonu i kompetencji z braku szacunku może atencji w imię miłości co jest pierwsza dotyka centrum duszy serca za powonieniem wiersza smakiem siadasz na mnie okrakiem… i pytasz: czym są szwindle miasta? spójrz. to ta zrzucona nocna maska — autor: Tomasz Kucina

Mecz

Obraz
graphics; CC0 ( Polen – Deutschland 2:0; 11.10.2014 – Warsaw ) wyobrażam sobie jak płacze [ circa   about ] – zawiedziona  niewiasta cycata... z  roznegliżowanym  dekoltem zdmuchując nosem pianę ryczy do telebimu: „ Fahr zur Hölle, Müller!” przy kuflu piwa w mieście – niech będzie – spod  masywu   Harz Altenau . w barze nad rzeką  Oker w spelunach związkowego  Brunszwiku gdzie wytatuowany  punk chodzi w  białych   adikach noc zjada odchody miasta barmanem gruby  Turek rozmazała rzęsę wargi ocechowane na kuflu stempel z burgundowej szminki fason szerokiego przełyku upiwszy  zwei   Fußballfans na powrót wrzeszczy: „ Götze, du bist ein kleiner Junge!” zbrunatniała  z nienawiści moczy włosy w piwie seryjnie – miarowo waląc pięścią w stół –  kadzi  : „ Diese Polen sehen verdammt gut aus” gdzieś obok przy sąsiednim stolikumłody  inżynier  z  Polski  uśmiecha w głębi duszy unosząc  pokalik  od  Bitburgera – z grawerem śpiewa: „ Deutschland

Oczeret Erato

Obraz
graphics CC0 Na styku słowa i aroganckiej fantazji (blason) Ja jestem artystą niszowym dżdżu krople zlizuję z szyb starannym jęzorem kultowym lubieżność  w poezji  – to mit Haratać chcę uśpione sny piórem ostrym jak brzytwa i schować je znów – pod poduszkę nim dorwie się do nich –  sitwa Majaczyć w letargu wen językiem  dada  – lub   bantu pieścić zgłoskowy tren lirycznym formantem kantu Przewrócić oko na rym wzór ksantofili i białek laurowym liściem na   Rzym zarzucić słów brzmiącą kabałę Poezja to żółty kolor jak   Romy  na klifie rydwany Adriatyk  w natarciu na molo wznoszący się kwieciem piany Tu krotochwilny gnom na łódce z białych  tuberoz rytmiczny podaje song falom zbełtanym z bielą Poezja  jak słodki szelf koi me stopy chłodem trelem spłoszonych mew wyszywa liryczną głowę A może jak cicha woda firaną żółtą z perkalu wypływa na głuchy brzeg rymową eksplozją szału Rechotem spłoszonych żab tu mienią się   nenufary grążele żó

Moai

Obraz
graphics CC0 opowiem prastary mit apokryf z  Wyspy Wielkanocnej tu swego czasu z kamieniołomów wychodzą posągi moai – Rapa Nui  śpiewa w tufie wulkanicznym lud  kapłana Haumaka  uderza w tamburyny spłoszone chruściele i fregaty batożą powietrze posągi idą – idą same po dłutach bazaltowych – prosto z  Rano Raraku prawdziwy cud a z piany unosi w czas narkoza oceanu kobiety polinezyjskie niosą kukurydzę i słodkie bataty padając na kolana składają hołd dziękczynny o –  duchy na platformach ahu o które ingadują wyznawcy rapanuiskich  monumentów czytacie tajemnice li tylko z nieludzkiego punktu widzenia w definicji architektury bóstw wszystko jest wolą zbiorowości plemiennej po placach wyjałowionej gleby wędrują megalityczne bloki skalne i – to się nazywa aspołecznym  Cudem Wiary – autor: Tomasz Kucina

Makak w zoo

Obraz
graphic CC0 [sarkazm – na bezbożnika] moja małpka mieszka we mnie prowokuje od środka puszcza bąbelki nosem śmiejąc w głos ogląda świat mądrymi oczkami serce urzeczonej istotki bije ciut szybciej w płynach z formaliny w papainach ustroju trawię małpie białko pokarmowym przewodem splendor ewolucji sumienny brak logiki awans w makaka policzonego niepoliczalni – w przemianie materii na jedno wychodzi to rola instynktu nagnioty pośladków gdyż brakło małpiego ogona pływamy w roztoczach wywalamy języki zapatrzeni w siebie z odchodów – i metafory będzie jeszcze gorzej zaczniemy gadać wierszem staniemy na nogi w następstwie człekokształtu — autor: Tomasz Kucina

Felix Felicis

Obraz
graphics CC0 [szczęśliwe szczęście] Liquid Luck pewny siebie – lekkomyślny – z zawrotem głowy nie spocznę na arktycznym kamieniu w świecie surowego prawa – i podstępu gdzie nie ma czarów wzoru szkła znad parnego wiersza nie pragnę – być Brudnym Harrym raczej to Harry Potter mój pokój to mikstura poezji clou wykwintnego aromatu korzeń asfodelu zapożyczony z Ginsberga Allena który marzy nagi w obliczu braku zuchwałej elektryczności o ludzkiej więzi – z magii szeptu niczym zalotna amortencja eliksir Meropy Gaund lecz – w czułym zapachu Ginny Weasley pieszczącej rudopłomiennym włosem do czoła mego wdzięku ta woń świeżo skoszonej trawy – nowego pergaminu wykwitła z drzewca rączki miotły słodkawy – zapach tarty kajmakowej i – jeszcze polnych kwiatów wyśniona aviotechnika organoleptycznych lotów nie będzie mnie dalej zwodzić nie będzie stroszyć skrzydeł ten grzeszny eliksir miłości ćmi bliżej gwiazd ocieka śliskim

Malie Nuh

Obraz
graphics CC0 na Sukhumwit w sercu Bangkoku urocza Tajka pomruk kotów pełno lokali thai massage wontony z krewetkami z sosu neonów flirt neonów blask duriany na cuchnącej skórce klną Chinatown kolory w zmroku na Yaowarat z limonek soku do gara z gotującą wodą wrzucają smaczne sukiyaki ta Tajka paraduje drogą w sukience bordo pachną maki wsiadamy razem do tuk – tuka kierowca rikszy zawiezie prosto restauracja Texas Suki zjemy kolacje zjeżdża z mostu niemłoda twierdzi – ma maturę i puder na maleńkim nosku udaje że mnie bardzo lubi wysadzam z rikszy żegnam czule ten wiersz się wcale nie rymuje autor: Tomasz Kucina